Hello!
Dzisiaj, a właściwie wczoraj, miałam dziwny, ale za razem straszny sen.
Śniło mi się , że zabiłam swoją koleżankę, za którą za bardzo nie przepadam.
Niechcący, bo niechcący, ale zabiłam. Nie będziemy zagłębiać się w szczegóły. Chodzi głównie o to, że gdy już leżała ona nieżywa ogarnęło mnie straszne uczucie. Uczucie gorsze od bólu, psychicznego, czy fizycznego. Nie potrafię dokładnie opisać tego uczucia. Mimo, że ta koleżanka nie należała do moich ulubionych czułam tęsknotę. Tęsknotę, poczucie winy, ból wewnętrzny. Najbardziej jednak dawało się we znaki poczucie winy.
Potem jakimś magicznym sposobem byłam w sklepie. Z mamą. Kiedy między sklepowymi półkami dostrzegłam ochroniarza, który się na mnie dziwnie patrzył znów ogarnął mnie strach. Tym razem był to jednak strasz, przed utratom bliskich, przed samotnością, która czekałaby na mnie w areszcie. Do tego wciąż męczyło mnie poczucie winy, tęsknota, smutek. Miałam ochotę zniknąć.
To niestety nie był świadomy sen, więc nie mogłam się wycofać i odwrócić tego co zrobiłam.
Ten sen dał mi jednak do myślenia. Nigdy, ale to przenigdy nie chciałabym zabić człowieka, zwierzęcia... Wolałabym sama skonać niż posunąć się to takich czynów.
Jednak niektórzy ludzie nie rozumieją, że swoim zachowaniem ranią.
Ludzie, którzy starają się decydować o swoim życiu, lub jego końcu samodzielnie są nazywani potocznie "samobójcami". A ja jednak uważam, że nie słusznie. Samo-bójca ... Ale to nie on się zabija. Zabijają go inni ludzie. Od środka. Więc może ty, który wyśmiewa kolegę na korytarzu, bo 'się źle ubiera', lub ty, która dokucza koleżance, bo 'za dobrze' się uczy... może wy tak naprawdę jesteście zabójcami?